
Sporty tradycyjne z różnych krajów
Zgodnie z zapowiedzią poniżej ciąg dalszy opowieści o niezwykłej imprezie sportowej – światowych igrzyskach sportów tradycyjnych, w których wziąłem udział w 2012 roku.
Część I tej historii można przeczytać tutaj.
Opowieść kontynuujemy, skupiając się tym razem na wybranych przykładach ciekawych sportów, pochodzących z różnych krajów z całego świata.
Zaczynamy od Szwedów, którzy pokazali na igrzyskach swoją rodzimą grę o nazwie kubb. To sięgająca podobno swoimi korzeniami czasów Wikingów (VIII-XI w) gra rzutna. Przez stulecia zapomniana, odżyła zwłaszcza na szwedzkiej wyspie Gotlandii w latach 90. XX wieku.
Dzisiaj to bardzo atrakcyjny sport rekreacyjny, w który może zagrać każdy. Na polu gry ustawia się 10 klocków, po 5 z każdej strony, naprzeciwko siebie. Po środku stoi “król” – największa figura w grze.
Gracze lub drużyny ustawiają się naprzeciw siebie za swoimi klockami (każdy ma po 5). Zadaniem drużyny rozpoczynającej grę jest strącenie 5 klocków przeciwnika za pomocą rzutu w nie drewnianą pałeczką lub woreczkiem. Na końcu należy jeszcze zbić “króla”.
Można grać także w wersję bardziej skomplikowaną, w której po przewróceniu klocków, drużyna przeciwna podnosi je, przerzuca na pole przeciwne i zaczyna zbijanie klocków rywala właśnie od tych, a dopiero później strąca 5 pozostałych.
Podczas przeprowadzanych przeze mnie zajęć, zarówno w hali, jak i na otwartej przestrzeni kubb sprawdza się świetnie jako prosta, rozrywkowa gra dla dzieci, osób dorosłych, starszych, niepełnosprawnych – dosłownie wszystkich.
Można łatwo dostosowywać ją do różnych potrzeb graczy – zwiększać lub zmniejszać pole gry, grać w wersję prostszą lub bardziej skomplikowaną, rzucać pałeczkami lub bezpieczniejszymi woreczkami, grać jeden na jednego lub drużynowo.
To prosta zabawa, która potrafi bardzo wciągnąć!


Litwini pokazali swój mało znany poza ich krajem, tradycyjny sport ritinis. Wspomniany w źródłach historycznych na Litwie już w XVII wieku, kiedyś był rozrywką pasterzy, którzy grali w niego na polach. Rywalizowali między sobą także mieszkańcy całych wsi a gra toczyła się na bardzo dużym obszarze. W XX wieku nauczyciel wychowania fizycznego przeniósł go na stadiony piłkarskie i zaadaptował do współczesnych warunków. Od początku lat 60. rozgrywa się mistrzostwa kraju w ritinis.
Dzisiaj to drużynowy sport, nieco zbliżony w swoim przebiegu do hokeja na trawie. Dwie drużyny po 7 zawodników (6 + bramkarz) grają na boisku piłkarskim, trzymając w ręku zakrzywione kije (zwane ritmusami). Ich zadaniem jest przerzucanie rodzaju gumowego dysku (o takiej samej nazwie jak sam sport), trzymanego w dłoni, na drugą stronę boiska, tak żeby wstrzelić go do bramki przeciwnika lub przerzucić za linię końcową po jego stronie. Rywale za pomocą wspomnianych wyżej kijów starają się zatrzymać lecący w ich stronę dysk, a następnie odrzucić na drugą stronę boiska. Wygrywa zespół, który zdobędzie więcej punktów, przyznawanych za zdobycie bramki (3 pkt) lub przerzucenie dysku za linię końcową po stronie przeciwnika (1 pkt).
Ritinis jest uważany za jedyną, ludową grę rodzimego pochodzenia, która została przekształcona w narodowy sport litewski.
Na igrzyskach sportów tradycyjnych Litwini grali na stadionie piłkarskim lokalnego klubu.


Sąsiedzi Litwinów – Łotysze zaprezentowali zgoła odmienny sport – novus, podobny nieco do bilarda. Za pomocą zbliżonych do bilardowych, choć krótszych, kijów należy wbić jak najwięcej plastikowych żetonów, służących do gry, do czterech otworów w rogach stołu.
Sto lat temu była to marynarska gra, uprawiana w portowych miastach Łotwy (Rydze, Liepaji czy Ventspils). W latach 30. XX wieku przyznano jej status “sportu narodowego”. Jego popularność znacząco wtedy wzrosła.
Dzisiaj ma on swoją federację, gra w niego kilkadziesiąt tysięcy zawodników i stanowi on jeden z popularnych elementów rodzimej kultury sportowej na Łotwie. Ma kilka poziomów – od “rekreacyjnej” formy domowej, przez bardziej zorganizowaną, rozgrywaną w instytucjach publicznych, jak młodzieżowe domy kultury, gdzie grają w niego zwłaszcza młodzi ludzie, aż do formy “sportowej”, gdy rozgrywa się w niego mistrzostwa kraju, a nawet organizuje rozgrywki międzynarodowe (np. Puchar Europy).


Estończycy pokazali z kolei bardzo efektowną, rodzimą grę/zabawę, czy może bardziej lokalną formę akrobatyki, związaną przy tym ściśle z kulturą estońską. Mowa o estońskiej huśtawce, dającej możliwość wykonania na niej obrotu o 360 stopni w pozycji stojącej, określanego w Estonii właśnie jako kiiking.
Nazwa “kiiking” wywodzi się od estońskiego słowa kulakiik, oznaczającego “wiejską huśtawkę”. Była to duża, drewniana konstrukcja, na której jednocześnie mogło się huśtać wiele osób. Dawniej stanowiła element estońskiego krajobrazui towarzyszyła spotkaniom Estończyków na świeżym powietrzu, sięgającym jeszcze czasów pogańskich.
Huśtawki były przez całe stulecia drewniane. Dopiero w XX wieku zaczęto wprowadzać metalowe – coraz dłuższe (z 8-metrowymi drążkami) i na których można było wykonywać coraz bardziej efektowne obroty. Kikiing zaczęto z czasem postrzegać jako rodzaj sportu. Przeniesiono go także do hal, żeby można było ćwiczyć przez cały rok.
W sportową wersję kiiking zaczęto organizować różne zawody. Notuje się nawet rekordy Guinessa w wysokości skoku. W 2012 roku było to 7.04m. Zdaniem specjalisty od kiiking, byłego zawodnika, a obecnie promotora tej dyscypliny w Estonii, kiiking pozostaje ważnym elementem kultury sportowej w tym kraju. Nadal istnieją jeszcze tradycyjne, drewniane huśtawki, których sporo pozostało w Estonii. Do dziś Estończycy spotykają się, integrują, zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim, a częstym elementem tych spotkań jest wspólne huśtanie się na kulakiik.
Rozwinęło się ono zatem w formie sportowej z tradycji wiejskich huśtawek i dzisiaj stanowi ciekawy element estońskiej kultury fizycznej.

Włosi zademonstrowali z kolei tamburello – prostą grę, polegającą na odbijaniu piłki za pomocą rodzaju okrągłego tamburynu (stąd jej nazwa).

Belgowie pokazali ciekawy rodzaj tradycyjnego strzelectwa – popin-jay shooting. Wywodzi się ono od średniowiecznego strzelania do wizerunków papug (ang. popin-jay – papuga). Dawniej strzelano z łuków, a później z kusz. Była to bardzo popularna forma rozrywki, a także treningu strzeleckiego w wielu krajach Europy.
Specyficzna forma przyjęła się jednak właśnie w Belgii, a zwłaszcza w jednym z jej regionów – Flandrii. Tu strzela się obecnie nie do poziomo ustawionej tarczy w kształcie papugi, ale do pionowo zawieszonych na wysokości nawet 70 metrów (!) celów, starając się je strącić za pomocą specjalnych łuków.
Na Litwie delegacja belgijska zaprezentowała uproszczoną wersję. Strzelano za pomocą plastikowych łuków do zawieszonych na niewielkiej wysokości piłek. Spróbowałem swoich sił w tej grze. Strącenie piłek okazało się jednak trudnym zadaniem.

W historii sportu odnotowywano także wiele tzw. gier pokładowych. Rozwijały się one najczęściej jako formy rozrywki dla pasażerów wielkich statków – liniowców, które w dawnych czasach stanowiły popularny środek transportu, umożliwiający pokonywanie oceanów. Na ich pokładach umilano sobie czas poprzez różne gry. Jedną z nich było shuffleboard. Niektórzy nazywają tę grę pokładową wersją curlingu. Zadaniem graczy jest umieszczenie krążków za pomocą charakterystycznych, zakrzywionych kijów w jak najwyżej punktowanych polach gry.

Japończycy zaprezentowali z kolei ciekawą grę z wykorzystaniem kul i bramek, podobną do angielskiego (choć sięgającego korzeniami średniowiecznej Francji) krokieta. Gra o angielskiej nazwie gateball polegała na odpowiednim przebijaniu kul za pomocą kijów przez małe brameczki, tak żeby w jak najmniejszej liczbie uderzeń dotrzeć do mety.


Ciekawą i zabawną grą była hiszpańska la rana – bardzo popularna w średniowiecznej Europie rozrywka tawerniana, mająca swoje odpowiedniki także w innych krajach. Polega ona na tym, że gracz stara się trafić rodzajem żetonów w otwór gębowy 🙂 figurki żaby, za co otrzymuje największą liczbę punktów. Za trafienie w inne otwory na planszy dostaje odpowiednio mniej punktów.
Prosta zabawa, która sprawiała dawniej i sprawia do dziś dużo przyjemności i dostarcza rozrywki wszystkim chętnym. Sam też próbowałem trafiać żetonami w najwyżej punktowane miejsce, ale ta sztuka okazała się bardzo trudna w realizacji 🙂
Z gier zespołowych, na uwagę zasługuje tzw. football gaelicki. Podobny w swoim przebiegu do futbolu amerykańskiego, australijskiego czy rugby sport kontaktowy (lub, jak niektórzy mówią, kolizyjny ;)), zyskał w swojej ojczyźnie – Irlandii – status sportu narodowego. Obok drugiej irlandzkiej dyscypliny – hurlingu – swoją popularnością dorównuje w tym kraju piłce nożnej.
Sportem zbliżonym do amerykańskiego baseballu, polskiego palanta czy fińskiego pesapallo jest z kolei rumuńska oina. Zawodnik jednej drużyny wybija kijem piłkę w pole. Nie uderza jej jednak po rzucie miotacza przeciwnego zespołu (jak w baseballu), tylko podrzuca ją sobie sam. Następnie biegnie i stara się zdobyć kolejne bazy. Gracze przeciwnej drużyny próbują w tym czasie złapać wybitą piłkę i podać ją z powrotem do bazy, zanim dobiegnie do niej miotacz. Zasady gry podobne do baseballu. Tutaj jest jednak 11 zawodników w jednej drużynie (w baseballu 9).

Można było zagrać także w wiele innych gier i zabaw z całego świata, a nawet … powspinać się na tzw słup szczęścia, co dawniej stanowiło znany w wielu miejscach Europy rodzaj ludycznego wyzwania. Nagrodami bywało dobre jedzenie i wino a nawet sakiewki z pieniędzmi.
Na Litwie, na szczycie słupa nie czekała żadna nagroda, ale zabawa i tak była przednia.

Wspólna zabawa, aktywny udział w tych wszystkich sportach to niezapomniane przeżycie dla osób z całego świata. Prawdziwe świętowanie sportu dla wszystkich w przyjaznej pokojowej atmosferze międzynarodowej – to właśnie przesłanie sportów tradycyjnych. Brzmi wzniośle, wiem. Ale czy nie tego potrzebuje współczesny świat?
Niebawem cz. III – ostatnia – opowieści o tej, niezwykłej imprezie sportowej.