Festiwal sportowy dobrym miejscem dla tradycyjnych sportów i gier
Sporty i gry tradycyjne potrzebują miejsc i wydarzeń, podczas których mogą pokazać swoją prawdziwą moc. Opisałem już w tym kontekście światowe igrzyska sportów tradycyjnych na Litwie.
W 2018 roku uczestniczyłem z kolei w pierwszej edycji ich europejskiego odpowiednika w holenderskiej Fryzji.
W dniach 3-7 sierpnia 2018 roku do tego malowniczego regionu w północnej Holandii przyjechało około 20 delegacji z całej Europy (a także z … Japonii), by zaprezentować rodzime sporty i gry. Podobnie jak na Litwie, cała impreza przypominała swoim przebiegiem igrzyska olimpijskie. Idea jest tu jednak inna – aktywny udział wszystkich chętnych.
Przyjęcie na początek
Wszystko zaczęło się od niezwykłego, zorganizowanego na wyspie, przyjęcia powitalnego, podczas którego organizatorzy i uczestnicy mieli okazję poznać się nawzajem. Płynęliśmy na nie promem, a całemu wydarzeniu towarzyszyła orkiestra, której członkowie wyprawiali dosłownie cuda, grając na różnych instrumentach. Atmosfera festiwalowa panowała od samego początku.
Już podczas tego pierwszego akcentu holenderskich igrzysk, można było przyglądać się różnym sportom tradycyjnym, w tym przeciąganiu liny.
Po przyjęciu pojechaliśmy szukać naszego zakwaterowania. A tu niespodzianka – nie wiemy, gdzie śpimy… Po dłuższym poszukiwaniu trafiliśmy na .. łódź, która była naszym miejscem do spania. Przycumowana do brzegu, kładką schodziło się prosto do baru, gdzie mieliśmy posiłki i spędzaliśmy wolny czas. Kilkuosobowe kajuty wydawały się ciasne, ale po pewnym czasie przyzwyczailiśmy się do tego. Przypomniały mi się camarotes z lubianego przeze mnie, hiszpańskiego serialu el Barco.
Na górnym pokładzie łodzi było bardzo przyjemnie.
Następnego dnia pierwsze pokazy gier. Odbywały się one w różnych miastach Fryzji: Leewarden, Sneek czy Herenveen.
My jako reprezentanci Polski pojechaliśmy do Sneek, by w centrum tego malowniczego miasta zaprezentować rodzimą pierścieniówkę. Po krótkiej animacji kolejne chętne osoby przystępowały do gry.
Pierścieniówkę opisywałem już w tekście o światowych igrzyskach na Litwie. Przypomnę tylko, że polega ona na przerzucaniu piłki przez trzy specjalne otwory w kształcie pierścieni (stąd nazwa), umieszczone w siatce. To dynamiczna gra zespołowa, którą wymyślił polski nauczyciel wychowania fizycznego Włodzimierz Robakowski w latach 30 XX wieku. Obserwował rybaków przerzucających boje przez dziurawe sieci … i tak powstał ten sport:)
Pierścieniówka cieszyła się dużym zainteresowaniem. Rozgrywaliśmy nawet mecze Polska-Holandia, Polska-Japonia i Japonia-Holandia.
Śmiech, wspólna zabawa, szczypta rywalizacji, sympatyczne podziękowania na koniec – kwintesencja sportów tradycyjnych.
Po naszym występie przyszedł czas na udział w innych sportach i grach. Nasza ekipa spróbowała swoich sił w … japońskiej sztuce walki chanbara. Co robili Japończycy na igrzyskach europejskich? Do dzisiaj nie wiem. Być może zostali gościnnie zaproszeni przez organizatorów. W każdym razie ich sport cieszył się sporym zainteresowaniem.
Na koniec do gry weszli Szkoci… a raczej Holendrzy o szkockich korzeniach, ubrani w tradycyjne, szkockie kilty (tartanowe spódniczki) i prezentujący siłowe dyscypliny szkockie, które oglądałem już na słynnych igrzyskach szkockich Highland Games w St. Andrews i Bridge of Allan (szerzej o nich będzie w oddzielnym wpisie).
Każdy chętny mógł wziąć udział w tych konkurencjach. Niektórzy członkowie naszej delegacji spróbowali swoich sił w konkursie rzutu workiem nad poprzeczką.
Ceremonia Otwarcia i parada statków
Wieczorem przyszedł czas na uroczystą Ceremonię Otwarcia Igrzysk w teatrze w Sneek. Uczestniczyłem w niej w zaszczytnej roli chorążego naszej reprezentacji:) Krótkie powiewanie naszą flagą na scenie dostarczyło mi nie lada emocji.
Po ceremonii czekała nas jeszcze jedna, duża atrakcja – parada statków po fryzyjskich kanałach. Płynęliśmy na jednym z nich a zgromadzeni wokół ludzie witali nas, machali i obserwowali paradę. Robiło się coraz ciemniej, całą drogę rozświetlały jednak budujące wyjątkowy nastrój lampy, a podróż umilała orkiestra. Podobno paradę obserwowało z brzegu ok. 15-20 tysięcy osób.
Prezentacje gier
Kolejne dni to następne prezentacje naszych gier i sportów oraz udział w innych. Pojechaliśmy do miejscowości Grijpskerk, gdzie ponownie promowaliśmy pierścieniówkę.
Następnie oglądaliśmy pokazy opisywanej już przeze mnie w poprzednim wpisie, widowiskowej, holenderskiej dyscypliny – skoku o tyczce przez kanał wodny, zwanego fierljeppen. Dawniej tyczki służyły Holendrom (w tym Fryzyjczykom) do przemieszczania się po podmokłych terenach swojego, nizinnie ukształtowanego geograficznie kraju. Później przeszły do świata sportu, co jest typowe dla wielu sportów tradycyjnych.
Zawodnicy rozpędzali się na specjalnym pomoście, skakali na tyczkę, wspinali się po niej, starając się przechylić jej środek ciężkości do przodu, tak żeby przeskoczyć kanał i wylądować na piasku. Startowali juniorzy i juniorki, młodzieżowcy oraz seniorzy i seniorki. Nie wszystkim udawało się przeskoczyć na drugi brzeg. Fierljeppen to trudna sztuka. Trzeba wykazać się odpowiednią siłą dynamiczną, szybkością i techniką, żeby nie wylądować w wodzie.
Najlepsi zawodnicy osiągali jednak skoki długości prawie 20 metrów. My nie próbowaliśmy skakać w tym miejscu, zresztą Fryzyjczycy nie proponowali tego nikomu. Dla wszystkich chętnych ta konkurencja była dostępna później, w uproszczonej wersji.
W Grijpskerk występowali także Rumuni, którzy zaprezentowali swoje tańce ludowe.
Pływanie polinezyjskim canoe i holenderski skok o tyczce
Następnego dnia prezentowaliśmy nasze gry na wyspie, na którą dopłynęliśmy promem. Mieliśmy mało miejsca, więc wybraliśmy tylko pierścieniówkę i ringo, w które graliśmy na zmianę przez jedną siatkę.
Szybko zebrali się chętni do gry. W Holandii kultura uczestnictwa w takich festiwalach jest wysoka i ludzie chętnie próbowali swoich sił w różnych grach. Jeden uczestnik, którego można zobaczyć na zdjęciu poniżej (po lewej, w białej czapce, bez koszulki), przyznał, że była to jego pierwsza aktywność fizyczna od lat. To ważny argument na rzecz promocji i rozwoju takich sportów i gier, które są dla każdego.
Tego dnia mieliśmy jeszcze nie lada atrakcje. Holendrzy przygotowali stanowisko do wspomnianego już fierljeppen. Był pomost i piasek – nie było tylko wody:) To ułatwiało zadanie. Wszyscy chętni mogli spróbować. Na początku wiele osób (w tym ja;)), miało pewne obawy. Po kilku próbach byliśmy już jednak w stanie przeskakiwać poprawnie nawet z użyciem wyższej tyczki. To było ciekawe doświadczenie.
Jeszcze lepsze okazało się pływanie dookoła kanału na polinezyjskim typie canoe z krótkimi wiosłami. Siedzieliśmy w nim na przemian – jedna osoba z naszej ekipy, jeden Polinezyjczyk itd. Na hasło zmienialiśmy strony, wiosłując zawsze z tej drugiej, niż osoba przed nami. Nadawało to naszej łodzi dobrego, szybkiego rytmu. Płynęliśmy tak dłuższą chwilę w bardzo malowniczej scenerii – wśród wielu łodzi, łódek i łódeczek, których widok towarzyszył nam podczas całego pobytu we Fryzji.
Fierljeppen i polinezyjskie canoe po raz kolejny pokazały mi, jak ciekawe i wartościowe jest doświadczanie tego typu sportów, gier i aktywności w praktyce.
Wieczorny rejs łodzią
Wieczorem dodatkowa atrakcja – rejs łodzią, na której spaliśmy. Nie mogła ona wypłynąć na pełne morze, ale krótka żegluga przy wyłączonych silnikach i rozwiniętych żaglach (które zresztą, z pomocą załogi, rozwijaliśmy samodzielnie), była bardzo relaksującym zwieńczeniem dnia. Zwłaszcza, że towarzyszyły mu piękne widoki zachodzącego dość późno na tych terenach słońca.
Prezentacji gier ciąg dalszy
W przedostatnim dniu imprezy zmieniliśmy gry i pokazaliśmy polskie ringo, kapelę oraz grele (polskie kręgle) – ponownie w centrum bardzo ładnego i typowego dla Holandii i Fryzji miasta Sneek.
Kapela to dawna zabawa kociewskich pasterzy, o której pisałem już tutaj.
Grele to z kolei prosta gra przypominająca kręgle. Każdy zawodnik ma po trzy drewniane bloczki, za pomocą których stara się zbić pięć drewnianych kijów, ustawionych i opartych na specjalnej platformie. Za każdy przewrócony kij otrzymuje się 1 punkt. Prostota i dostępność tej gry sprawiły, że ustawiało się wielu chętnych do spróbowania w niej swoich sił.
Dzieci rzucały z bliższej odległości a dorośli z dalszej. Organizowaliśmy nawet mini-turnieje – np. rozgrywki między kilkoma osobami, składające się z trzech rund po trzy rzuty. Na koniec zliczaliśmy punkty. Wszystkiemu towarzyszyła prowadzona przez nas konferansjerka.
Ringo to znany i dość popularny sport, polegający z grubsza na odpowiednim przerzucaniu przez linę lub siatkę gumowego kółka, tak żeby spadło na pole przeciwnika.
Na dobre zakończenie
Ostatni dzień igrzysk to bardzo ciekawe zajęcia przez cały dzień. Na jednym placu w pięknej miejscowości Heerenven zebraliśmy wszystkie nasze gry. Chodziliśmy też po innych stanowiskach, grając w inne sporty. Nawiązaliśmy cenne kontakty, wymieniliśmy się doświadczeniami, informacjami itd. To był bardzo ciekawy czas doświadczania sportów i gier tradycyjnych w praktyce i otaczania się tą niezwykle przyjazną, międzynarodową atmosferą sportowo-kulturowego święta.
Na koniec igrzysk czekała nas jeszcze Ceremonia Zamknięcia i parada, podczas której w polskim stroju ponownie niosłem narodową flagę. W czasie przemarszu spotkałem mojego znajomego – Prezydenta światowej organizacji World Ethnosport, zajmującej się tematyką sportów i gier tradycyjnych. Efektem poniższe zdjęcie:)
Ostatnim akcentem było wręczenie nagród za różne konkurencje, przemówienia końcowe i krótka impreza, podczas której można było tańczyć i rozmawiać z wieloma osobami na co dzień zajmującymi się promocją i rozwojem sportów i gier tradycyjnych z całej Europy.
Potrzeba nam takich wydarzeń
I edycja europejskich igrzysk sportów tradycyjnych to udane wydarzenie ukazujące, jaką wartość mogą nieść ze sobą tego typu formy aktywności fizycznej. To nie tylko sport, choć jego walory zdrowotne są niezaprzeczalne, ale także forma spotkania. W tym przypadku ludzi z całej Europy.
Festiwalowi towarzyszą także inne elementy kultury – tańce, śpiewy, muzyka, degustacje kulinarne, a także ceremonie, parady, integracja międzykulturowa, radość i wspólna zabawa.
To świat, którego w dobie siedzącego trybu życia, zagrażającej naszemu zdrowiu, przesadnej technicyzacji codzienności, a także nadal powstających, niepotrzebnych konfliktów o podłożu kulturowym i etnicznym, bardzo potrzebujemy.